grzelmo
Czasem wpadam
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Radzyń Podlaski / Warszawa
|
Wysłany: Czw 21:03, 19 Cze 2008 Temat postu: Wyprawa w nieznane |
|
|
Od 16 - 19 czerwca gościłem u Pana Norberta. Emocje związane z wyjazdem były ogromne - do przebycia 350km z Warszawy (a do tego tego samego dnia 150km z Radzynia Podlaskiego - mojego rodzinnego miasta do Warszawy) co daje nam 500km za kierownicą jednego dnia.
Zmęczony, ale szczęśliwy dotarłem do Chwałowic o 2 nad ranem - krótki sen i rozkładanie majdanu - za namową Pana Norberta wybrałem stanowisko nr 1.
16.06.2008
Pierwszy dzień to poznanie łowiska - nęcenie owocówkami.
Efekt - 21:20 pisk sygnalizatora i siedzi walczy dzielnie i leży na macie - piękny "długi" i waży 6.75kg połakomił się na kulkę brzoskwiniowo-ananasową (mój rekord życiowy poprawiony o 0,75kg po 8 latach!!!). Potem kilka popiśnięć i cisza nocna.
17.06.2008
Następny dzień to totalna klapa.... totalne zero brań... a woda aż się "gotowała" bardzo dużo spławów, bąblowania i tego typu historii. Tylko czemu to nie dotyczyło mnie...
Próbowałem - kulki pływające, bałwanki, owocówki + mięsne (krabowe) i nic... Oglądam piękne spławy - niektóre sztuki na oko ponad 10kg...
I tak minął dzień - myślę ciśnienie, brak szczęścia, a może bliska zmiana pogody... Pełen nadziei czekałem na następny dzień...
Zapomniałem dodać o przepysznym obiedzie przygotowanym przez Pana Norberta - chylę czoła
18.06.2008
Środa obudziła mnie pięknym słońcem - w nadzei na brania kolejna tura rytuału - 1 wędka owocówka, 2 wędka bałwanek (owocówka + krab pływający), 3 wędka krab + scopex.
Wypróbowałem wszelkie możliwe kombinacje i zrezygnowany szukam wyjścia z sytuacji. Kilka pojedynczych popiśnięć i nic.
Ok. 15 zjawia się Pan Norbert - widać po jego minie żal i politowanie (gość przejechał 350km i z jedną rybą wyjedzie - wychodzi gościnność - dla mnie to mało ważne wyniki - pierwsza wyprawa czyli rekonesans i także ucieczka od codziennych problemów - sesja, praca (krótki odpoczynek jak najbardziej wskazany) itp. efekt ważny, ale ten pierwszy Karp jest).
Rozmowa przez telefon z kimś wtajemniczonym w łowisko i pada hasło - Japońska Kałamarnica TB - na to łowili ( dziękuję Danielowi i Marcinowi za zdradzenie tak skrywanej tajemnicy na innych łowiskach).
Szybka decyzja - lecę do Wrocławia - 14:00 jestem spowrotem o 16:30.
Błyskawiczne przemeblowanie zestawów i wywózka (1 kulka na włosie i 10kulek jako zanęta).
Jest godzina 17 - wyliczam z kolegą Pawłem, że zmiana kulek nastąpi po 19 (w łowisku są raki, które skutecznie objadają kulki - im twardsze tym lepiej).
Jest 19 - mówię - trzymamy je do 20 i zajmujemy się oglądaniem zdjęć, które wykonaliśmy.
W między czasie uciąłem komarka (w końcu 2 noce praktycznie bez snu).
19:20 ten upragniony dźwięk - pi pi piiiiiiiiii - szybkie zerwanie się z krzesła zacięcie i JEST !!!!!!!! co za uczucie walczy dzielnie chodzi to w lewo to w prawo po chwili jest w podbieraku i na macie...
Piękny złocisty - serce mi wali jak oszalałe oglądam go - na oko widzę, że jest większy od poprzedniego - bierzemy wagę i .... 8.75kg (oczywiście waga maty odjęta ) - JEST REKORD i kolejna rybka.
Krótka sesja zdjęciowa i Karpik wraca do wody - odpływa spokojnie, majestatycznie zupełnie jakby wiedział, że to tylko zabawa i każde spotkanie skończy się dla niego tak samo (oby tak było!).
Szczęśliwy od razu oglądam zdjęcia - jest piękny, a ja super szczęśliwy.
Szybka wywózka i jest 20.
Lekko po 20 pi pi piiiiii - tnę i siedzi... dziwnie się zachowuje... inaczej niż poprzednie. Muruje kręci koło w lewo muruje i spięcie... - wniosek cwaniak przez duże C.
Spięte ryby są zawsze największe, ale ten był największy - wnioskuję po sposobie walki.
Noc przebiega spokojnie chociaż słychać spławy. Ranek jest powtórką dnia 2 - z małą różnicą - delikatne branie - ale niestety zmęczony i zaspany bagatelizuję i nic nie wychodzi.
19.06.2008
Poranek budzi mnie lekką bryzą - jest świetnie - wracam myślami do poprzedniego wieczora.
Podejmujemy z Pawłem decyzję o wcześniejszym wyjeździe - on musi wrócić do pracy, a ja przecież mam sesję...
wracamy do szarej rzeczywistości...
Pożegnanie z Panem Norbertem - pakujemy majdan do samochodu (ależ jest pojemny ;p ) i powrót po 5h drogi jestem w Warszawie skąd piszę.
Jestem szczęśliwy i zadowolony. Pobiłem swój rekord życiowy po 8 latach (jako 14 letni młokos złowiłem 6kg karpia).
Poznałem świetnego człowieka - Pana Norberta, przez którego byłem naprawdę miło przyjęty. Gościnność, chęć pomocy - brak słów by to opisać - pełna kultura i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu - wędkarze łowiący zdradzają na co mieli wyniki. SUPER....na pewno tu wrócę....
Już odliczam dni...
Połamania kija
Post został pochwalony 0 razy
|
|